Nie było w tym żadnego oświecenia.
Ani wielkiego postanowienia noworocznego.
Było jedno badanie krwi, zwykła kartka z laboratorium, na której obok „HbA1c” pojawiła się liczba 6,1%.
I jedno zdanie lekarza:
– To nie jest jeszcze cukrzyca. Będzie dobrze, ale proszę musi pani przejść na dietę niskowęglowodanową.
Brzmiało rozsądnie, ale wcale nie chciałam tego słuchać.
Bo przecież jadłam „w miarę zdrowo”.
Lody? Tylko sorbet.
Owoce? Przecież to witaminy.
Jednak wyniki z każdym badaniem wyglądały coraz gorzej.
Z niedowierzania do strachu
Rok później – 6%.
I ten brzuch, jak kilku miesięczna ciąża.
Nie tragedia, ale wystarczyło, żeby coś we mnie pękło.
Zamiast usprawiedliwień pojawił się strach.
Nie o wagę.
O to, że wszystko, co dotąd uważałam za „umiarkowane”, może mnie po prostu kosztować zdrowie.
I wtedy dopiero pojawiła się determinacja.
Nie spektakularna, nie instagramowa – tylko taka zwyczajna, z cichym postanowieniem: spróbuję jeszcze raz, ale naprawdę.
Pierwsze dni – katastrofa
Nie będę udawać, że było lekko.
Pierwszy tydzień na low carb był jak przeziębienie bez gorączki.
Zmęczenie, zawroty głowy, senność.
Cukier to szybkie paliwo, a gdy go odstawiasz, ciało potrzebuje czasu, by nauczyć się korzystać z tłuszczu.
Pomogło jedno – białko.
Więcej jajek, ryby, twaróg, zupy z mięsem i warzywami.
Po kilku dniach siły wróciły, a głód przestał wołać o posiłek co dwie godziny.
Spacer zamiast rewolucji
Nie zaczęłam biegać ani liczyć kalorii.
Po prostu zaczęłam chodzić.
Codziennie 5–7 tysięcy kroków.
Wystarczyło.
Organizm powoli się uspokajał, waga spadała o kilka gramów dziennie, ale ciało robiło się inne – bardziej zwarte, silniejsze.
Nowa codzienność
Teraz jem prosto.
Trzy, czasem cztery posiłki dziennie.
Zdarza się, że wieczorem nie jem wcale – nie dlatego, że muszę, tylko dlatego, że nie jestem głodna.
Kiedyś bym w to nie uwierzyła.
Czasem wypiję cappuccino z pełnotłustym mlekiem.
Czasem zjem pączka.
Albo rosół z makaronem.
Bo nie chodzi o to, żeby być na diecie.
Chodzi o to, żeby żyć ze świadomością, co ci służy, a co nie.
Wyniki
Dziś HbA1c wynosi 5,7%.
Nie rekord świata, ale już w normie.
Nie cud, nie efekt suplementu.
Po prostu – konsekwencja.
Na zakończenie
To nie jest artykuł naukowy ani poradnik medyczny.
To historia z życia – o tym, że zmiana może przyjść po cichu, z małych kroków i prostych wyborów.
Bez haseł, bez fanatyzmu, bez udawania.
Z odrobiną kawy, ruchem i cierpliwością.
Zobacz także: