Każdy ma swoje słabości. Jedni kolekcjonują znaczki, inni wymówki. Jona — pączki. Najlepiej z lukrem tak grubym, że można by nim zaszpachlować ścianę, i z nadzieniem różanym, które pachnie jak zdrada diety w najczystszej postaci. A kiedy taki pączek patrzy na nią ze stołu...zaczyna się walka na śmierć i życie.
No, dobrze, Anika przyjdzie wieczorem, pączek jest dla niej. Dla niej, nie dla mnie. Dla niej. Kto to wymyślił, żeby w bazie marynarki kosmicznej sprzedawali najlepsze pączki z lukrem i nadzieniem różanym, jakie w życiu jadłam? Tak, zjadłam. Jednego. No, przecież nie wcisnę przyjaciółce byle czego. Pączki w bazie kosmicznej! To powinno być nielegalne. Broń masowego rażenia, tylko w cukierniczej.
Leży teraz na talerzyku i...patrzy. Patrzy na mnie tym swoim marmoladowo-różanym spojrzeniem. Nie, ja nie zwariowałam. To on jest bezczelny. Za każdym razem, gdy przechodzę przez kuchnię, czuję, że mnie śledzi. I pachnie. I świdruje tym oczkiem. Jak pies wartowniczy, tylko gorzej, bo ten wartowniczy jeszcze nie ocieka nadzieniem.
Zrobiłam dwadzieścia pompek. Dla równowagi. Pączek nawet nie drgnął.
Pobiegałam pół godziny po bieżni.
On nadal leży, wyzywająco pachnąc różą.
Mówię sobie: „Jona, bądź twarda. Węglowodany to twój wróg! Pączek z tobą nie wygra! .“
A pączek na to — ciszą. Taką ciszą, która krzyczy: „No, zjedz mnie!“.
Nie mogę. Nie mogę, bo wieczorem Anika zapuka i zapyta: „Gdzie mój pączek?“ A ja co? Że to był atak cukrowego sabotażysty?
Nie, nie dam mu tej satysfakcji.
Więc siedzę i patrzę na niego i mówię:
— Słuchaj, ty bezczelna kulko węglowodanów, nie złamiesz mnie.
Dziś wygra Jona.
No i przegrałam...
HTML <a href="https://katalogstroninternetowych.pl">Katalog stron</a>
To Katalog SEO
kontakt@lowstylelife.art
Website created in white label responsive website builder WebWave.