WITAJ W LOWSTYLELIFE

Z dziennika pokładowego Jony: codzienne zmagania z dietą i życiem naszej gwiezdnej mechaniczki na wiecznej diecie

Jona nigdy nie planowała zostać podróżniczką w czasie ani wśród galaktyk. 

Miała tylko konserwować filtry tlenowe i ekspresy do kawy na stacji marsjańskiej Stacja Mars - Theta. Jednak pewnego dnia, przez serię niefortunnych zdarzeń, uruchomiła kapsułę, która nie umie stać w miejscu.

Teraz dryfuje między planetami, galaktykami, stuleciami i ... kuchniami, notując wszystko, co da się zapisać - od awarii systemu po udane ciasto czekoladowe.

Jej dziennik pokładowy to nie raport techniczny. To zapis samotności, odkryć i małych zwycięstw wśród gwiazd i czasów, gdzie nawet zupa pieczarkowa może być pułapką nie do pokonania.

SPRAWDŹ

osoba trzymająca czarny plastikowy pojemnik z jedzeniem
stoły przykryte talerzami jedzenia i miskami ryżu
Kolorowa i zdrowa miska jedzenia.

ZOBACZ WIĘCEJ ⟶

Wpis nr 201: 

Data: bliżej nieokreślona, zpowodu skoków kapsuły

Miejsce: kapsuła klasy eksperymentalnej, czyli – nikt nie wie, czy wrócę.

 

Dziś zadziało się coś, co trudno opisać inaczej niż aktem kosmicznej litości. Z teleportu, zamiast jak zwykle – zapasowych śrubek, uszczelek i paczki liściastej herbaty z poprzedniego wieku – pojawił się błonnik bambusowy.

Tak po prostu. Bez etykiety, bez kontekstu. Tylko hologram z dopiskiem:

„Z wyrazami współczucia. Mars-Theta.”

Nie wiem, kto tam jeszcze o mnie pamięta, ale mam podejrzenie, że to ta sama ekipa, która określiła mnie w raportach jako „kretynkę, która przypadkiem odpaliła kapsułę. ”No cóż. Faktycznie odpaliłam. Ale w mojej obronie – guzik „anuluj” był obok guzika „podgrzej kawę”.

Wracając do błonnika. Na pierwszy rzut oka wyglądał jak pył z filtra powietrza. Na drugi – jak składnik diety, który obiecuje wszystko, łącznie z oświeceniem. Z braku innych surowców postanowiłam go przetestować.

Zrobiłam coś na kształt klusek śląskich. No, przynajmniej w mojej głowie to były kluski. W praktyce — masa przypominała modelinę, ale pachniała nieźle. Dodałam masło klarowane, sól i odrobinę nadziei.

Kapsuła zarejestrowała proces kulinarny i wyświetliła komunikat:

„Uwaga: błonnik bambusowy nie zawiera emocji, ale może je wywołać.”

Miała rację. Bo kiedy spróbowałam pierwszej kluseczki, coś we mnie pękło. Nie z tęsknoty – raczej z ulgi. To było jadalne. Miękkie. Ciepłe. Prawie jak dom.

A przez moment, króciutki, złudny moment, poczułam się jak człowiek, który w niedzielę zdejmuje z ognia garnek i mówi:

„Jeszcze chwilka, niech kluski dojdą.”

Może i jestem kretynką, ale przynajmniej sycącą kretynką. Koniec wpisu.

             Sprawdź 3 pomysły na kluski śląskie

 

Wpis nr 202:

Błonnik bambusowy – cud teleportacji

Mars-Theta, data: nieistotna. Prawdopodobnie wtorek. Choć równie dobrze środa z innej galaktyki.

Nie planowałam dziś gotować. Po wczorajszym cieście migdałowym (ocenionym przez kapsułę jako „Suchość klasy beta”) przysięgłam, że kuchnia i ja idziemy w separację.

Ale głód to zdrajca.Właśnie wtedy teleport zrobił pstryk.Na tackę spadł woreczek z napisem:„Błonnik bambusowy – używać z pokorą.”

Pokorą? Po trzech miesiącach w stalowej puszce z maszyną, która krytykuje moją wymowę słowa „masło”?

Dodałam. Wymieszałam. I... magia.Ciasto stało się lekkie, elastyczne, niemal wdzięczne.Kiedy kapsuła skomentowała:

„Struktura stabilna. Smak: zaskakująco jadalny.”uznałam, że to oficjalny sukces.

Od dziś błonnik bambusowy ma w moim dzienniku status:„Cud teleportacyjny klasy pierwszej.”

Wpis 203. Kobieta i ciasto

Kiedyś ktoś powiedział, że kobieta bez słodyczy jest jak statek bez gwiazd. Nie wiem, kim był ten ktoś, ale podejrzewam, że nigdy nie próbował utrzymać keto w przestrzeni międzygalaktycznej.

Dziś cały dzień myślałam o cieście. Nie o jakimś tam muffinowym mikrokosmosie z drukarki 3D, tylko o prawdziwym — takim, które pachnie masłem, wanilią i chwilową beztroską.

Ciasto ma w sobie coś… kobiecego. Ciepło. Delikatność. I ten niepokój — że zaraz się rozpadnie, jeśli nie potraktujesz go z troską.

W świecie, w którym każdy dzień mierzy się w jednostkach energii i deficytach makroskładników, ciasto jest aktem buntu. Symbolem, że wciąż potrafimy marzyć o rzeczach niepraktycznych.

Dobrze, że mam błonnik bambusowy. I odrobinę autoironii. Jedno i drugie ratuje, gdy rozum mówi “zjedz białko”, a serce szepcze “upiecz coś pięknego”.

JonaMars-Theta, kapsuła badawcza nr 7. Będę piekła Panią Walewską w  przestrzeni kosmicznej...A kto, jak nie ja?!

Kobieta otwiera paczkę błonnika ziemniaczanego w rozświetlonej futurystycznej scenerii | LowStylLife

Dzień 204. Kulinarna nuda.

W kapsule znów pachnie jak w kuchni na Mars-Theta po godzinach — czyli niczym. Drukarka żywności odmówiła współpracy po tym, jak kazałam jej wydrukować coś „miękkiego i tradycyjnego”.Komputer zaproponował „gąbkę syntetyczną w sosie proteinowym”.

A ja chciałam po prostu kluski. Takie prawdziwe.

Dobrze, że błonnik ziemniaczany teleportował się ze stacji razem ze mną.Nie wiem, kto go zaprogramował, ale ten ktoś rozumie, co znaczy dom.

Smak to czasem nie kwestia kalorii. To pamięć miękkości.

— Jona, gdzieś między orbitą a obiadem.

 

Dzień 204. Gotuję rosół.

 

Nie wiem, kto pierwszy wpadł na pomysł, żeby wysłać człowieka w kosmos bez bulionu, ale podejrzewam, że był to ten sam geniusz, który zainstalował w kapsule przycisk RESET SYSTEMU tuż obok ZAPARZ KAWĘ.

Dziś, po dwunastu dniach żywienia się tym, co drukarka żywności uznaje za „pełnowartościowy posiłek”, postanowiłam ugotować coś z duszą. Zupę. Nie byle jaką — rosołek, jak u mamy albo przynajmniej coś, co przypominałoby rosołek w promieniach sztucznego światła LED.

Wydrukowałam składniki: białko kurczaka w proszku, susz cebulowy i substytut natki pietruszki. Wyglądało to jak przepis z apokaliptycznej książki kucharskiej. Brakowało tylko jednej rzeczy — smaku.

Wtedy przypomniałam sobie o słoiczku, który teleportował się razem z błonnikiem (to była ta sama przesyłka ratunkowa od Mars-Theta, kiedy jeszcze mieli do mnie cierpliwość).Na etykiecie widniało hasło:

„Kostki rosołowe domowej roboty. Produkt niestabilny emocjonalnie – przechowywać z miłością.”

Zaryzykowałam. Kawałek wrzuciłam do wody. Bulgotało. Pachniało. I przez moment... to naprawdę smakowało jak Ziemia.

— Kapsuło, czujesz ten aromat? — zapytałam, pełna nadziei.

„Analiza zapachu: cząsteczki tłuszczu, soli i glutaminianu wspomnień. Wykryto łzy.”

To ostatnie było trafne. Bo kiedy człowiek po miesiącach w próżni czuje smak rosołu, nawet komputer milknie z szacunku.

🪐Notatka na przyszłość:

  • Kostki rosołowe domowej roboty działają jak lek na tęsknotę.

  • Nie da się ich zaprogramować — trzeba ugotować.

  • A jeśli smak przywołuje wspomnienia, to może... właśnie dlatego ludzie wymyślili zupę?

  • Sprawdź przepis na kostki bulionowe - polecam. 

 
 
 
 
 
 
 

 

 
 
Kobieta z kubkiem w futurystycznym otoczeniu patrzy z uśmiechem na lewitujące ciastko — ilustracja
Dzien 205 Piekę pierniczki świąteczne
Nie wiem, kto w Mars-Theta wpadł na pomysł, żeby w paczce z zaopatrzeniem przysłać mi przyprawę do piernika, ale przyznaję — genialny to był człowiek.
Może trochę sadysta, bo zapach cynamonu i goździków w ciasnym module kuchennym to jak wspomnienie, którego nie da się wyłączyć.
 
Dziś upiekłam pierniczki.
A właściwie — coś na kształt pierniczków, bo mój piekarnik ma tylko dwa stany: „zimny jak próżnia” i „eksplozja termiczna”.
Mimo to wyszły. Krzywe, trochę popękane, ale cudownie pachnące.
 
Kapsuła, jak zwykle, musiała dorzucić swoje trzy grosze:
 
> „Zwiększono poziom CO₂. Czy to efekt spalania organicznego, czy emocjonalnego?”
 
 
 
Tak, emocjonalnego. Bo po raz pierwszy od miesięcy coś przypominało dom.
Nie Mars, nie stal, nie algowe kostki, tylko prawdziwe, ciepłe wspomnienie.
 
Prawdopodobnie nie przetrwają do rana.
Nie dlatego, że znikną w czarnej dziurze — po prostu trudno oprzeć się smakowi świąt, nawet jeśli spędza się je 200 milionów kilometrów od Ziemi.
 
I może właśnie w tym jest sens — nie w cukrze, nie w tradycji, tylko w tym jednym momencie,
gdy zapach piernika potrafi zatrzymać wszechświat.
 
 

To Katalog SEO                            

https://katalogseo.net.pl     

Website created in white label responsive website builder WebWave.